Każdy ma swoje 6 minut!
- posted in: Uncategorized
W wąskich korytarzach porusza się pospiesznie kilkanaścioro ludzi, chodząc w kółko, z poddenerwowanym wzrokiem i szepczących coś do siebie. Ich myśli skoncentrowane są tylko na jednym celu… Na tym żeby jak najlepiej zaprezentować się w ciągu przydzielonych im 6 minut.
To nie jest casting do kolejnego amerykańskiego blockbustera, rzecz nie dzieje się w Hollywood, a w mieście Łodzi, konkretniej w szkole kulinarnej ?Ashanti?. To półfinał konkursu ?Diageo World Class? w Polsce. Trzydziestka barmanów wyłoniona spośród setek w całym kraju przez jurorów, staje w szranki nie tylko na shakery i szklanice, ale przede wszystkim na pomysły i słowa. I to wszystko dla dwóch rzeczy… Wyjazdu na globalne finały do Meksyku i prestiżu.
To był mój pierwszy poważny półfinał konkursu barmańskiego, poprzednie zawody w których brałem udział zazwyczaj polegały na przygotowaniu koktajlu. W półfinale World Classa liczy się po pierwsze przygotowanie, po drugie popularny wśród koktajlowych barmanów ?story telling” i po trzecie i chyba najważniejsze – odporność na stres. Ten ostatni rósł we mnie tego dnia przez 16 godzin, by w decydującym momencie po prostu dać o sobie zapomnieć. Sam nie pamiętam dokładnie swoich 6 minut startu, pamiętam za to wszystko co działo się we mnie przez poprzedzające je 16 godzin. Była to narastająca niepewność mojej prezentacji i pomysłów, te godziny były wypełnione myśleniem nad zabezpieczeniem się przed losowymi wypadkami za barem jak najlepiej, bo inaczej mógłbym położyć cały swój miesięczny wysiłek.
Dla mnie półfinał World Classa nie zaczął się 10 kwietnia, a miesiąc wcześniej, żeby wypaść jak najlepiej, stale myślałem o starcie, robiłem research na temat sędziów, alkoholi na których miałem przygotować koktajle, musiałem być pewien każdego szczegółu bo byłem przekonany, że znajomość każdej drobnostki zbliży mnie do upragnionego sukcesu. I fakt… ucierpiało na tym moje życie miłosne, ale chciałem wykorzystać 6 minut dane mi przez los jak najlepiej. Pomimo bardzo wysokiego poziomu, (bo do dziś zastanawiam się nad powodem absencji niektórych barmanów w finale) udało mi się.
Moment w którym dowiedziałem się, że moje miesięczne poświęcenie zostało docenione przez sędziów należał do najpiękniejszych chwil w moim życiu. Byłem tak szczęśliwy, że kiedy Steffany Jordan (jurorka) wyczytała moje nazwisko zerwałem się na równe nogi i krzyknąłem ?Jeeesssssttttt!?, potem czułem już tylko ulgę, miałem poczucie, że już odniosłem sukces.
Po ogłoszeniu wyników przyszedł czas na toast, trzymając w ręku wielki kielich Tanqueray?a no. 10 z tonikiem przypominałem sobie jak doszło do tej sytuacji w perspektywie lat. Zawistny barman w takim momencie, chciałby pewnie pomachać środkowym palcem w stronę ludzi, którzy w jego karierze go nie doceniali, a takich pewnie nie tylko w moim życiu było wielu. Jednak ja przede wszystkim z tego miejsca pragnę podziękować całej Kicie Koguta, Adamowi Grądzielowi i Kubie Kozłowskiemu za to że zobaczyli we mnie coś więcej niż tylko ?polewacza” płynów i dali mi szansę, którą na półfinale wykorzystałem i mam zamiar dalej wykorzystywać.
Po tym wszystkim co przeżyłem w Łodzi, już wiem że celów nie realizuje się chęciami, a ciężką pracą i nieustępliwością. Sam szukałem wielu wymówek, żeby w konkursie nie brać udziału, jednak w końcu przyszedł czas by wziąć się w garść i wysłać zgłoszenie. Wam drodzy czytelnicy radzę to samo! Spełniajcie marzenia! W końcu przyjdzie też czas na wasze 6 minut!
Na koniec chciałbym się podzielić przepisem na pyszną nalewkę bazyliowo ? winną, która pozwoliła mi poniekąd przeżywać te chwile:
– Dwie duże garści umytych i osuszonych liści bazylii
– skórka z jednej cytryny (cytryna sparzona i wyszorowana)
– 100 ml spirytusu
– 400 ml półsłodkiego wina
Liście bazyli wraz ze skórką z cytryny macerujemy w spirytusie przez dwa tygodnie, następnie cedzimy i płyn łączymy z winem w butelce. Butelkę korkujemy i odstawiamy do chłodnego miejsca na kolejny tydzień. Gotowe!